W ramach projektu #ThinkSocial rozmawiamy z Natalią Sitarską i Łukaszem Smolińskim – twórcami bloga Tasteaway
Kim jesteście prywatnie?
N: Kobietą, optymistką, mamą 3-letniego synka, partnerką całkiem fajnego mężczyzny, blogerką i podróżniczką… i łakomczuchem co nieodłącznie wiąże się z byciem blogerką i podróżnikiem.
Ł: Ja jestem prywatnie osobą bardzo towarzyską, ojcem, partnerem, postacią otwartą na nowych ludzi i doznania, również kulinarne. Uwielbiam nowości, uwielbiam się przemieszczać, jestem uczestnikiem naszego projektu – bloga Tasteaway. Nie piszę ale dbam o oprawę wizualną.

Kim jesteście zawodowo?
N: Zawodowo jestem badaczem rynku, zajmuje się badaniami jakościowymi, z wykształcenia jestem socjologiem i dziennikarzem, aczkolwiek w drugim zawodzie nigdy czynnie nie pracowałam. Od ponad dwóch lat, razem ze wspólnikiem prowadzę własną firmę, zajmującą się badaniami rynkowymi oraz doradztwem strategicznym.
Ł: Ja skończyłem zarządzanie na UW, a całe swoje życie zawodowe poświęciłem reklamie. Rozpoczynałem pracę w sieciowej agencji reklamowej, później po stronie klienta, po czym przeszedłem na swoje: otworzyłem swoją agencję, na początku wyspecjalizowaną w komunikacji niestandardowej…potem staliśmy się grupą agencyjną obsługującą klientów całościowo. W 2012 roku założyłem też własny lokal z herbatą bubble tea, brytyjskiej sieci Bubbleology – Do swoich aktywności zawodowych dodałbym także udział w projekcie Tasteaway – poświęcamy na niego tyle czasu, że można powiedzieć, że stał się już elementem mojego życia zawodowego. – odpowiadam za stronę biznesową tego przedsięwzięcia.
A kim jesteście prywatnie w Internecie?
Ł: Na pewno osobami, które wpływają na opinie innych, w zakresie, który nas interesuje: podróże, kulinaria – restauracje…
N: I w zakresie podróżowania z dzieckiem. Zaczęliśmy podróżować z naszym synem, kiedy miał 3 tygodnie. Często dostajemy na ten temat pytania od znajomych i nieznajomych i w tej dziedzinie dość mocno się udzielamy.
Ł: Z jednej strony jesteśmy osobami, które mają ambicje zawodowe i sporo w życiu osiągnęły, traktują pracę jako środek a nie cel, potrafią łączyć życie zawodowe z czasem na hobby czyli podróże kulinarne.
Czy te role jakoś się przenikają?
Ł: Ja na pewno łączę przedsięwzięcia zawodowe z życiem prywatnym.
N: Nasz blog wziął się z hobby, zaczęliśmy go pisać w zupełnie innych warunkach, jesienią 2011, miał wtedy też inną nazwę – Widelcem przez świat. Zaczęliśmy pisać z potrzeby podzielenia się z innymi naszymi przygodami kulinarnymi i poradami związanymi z podróżami. Blog ruszył, gdy wróciliśmy z miesięcznej podróży po Europie z naszym wówczas trzymiesięcznym synkiem. Przejechaliśmy 10 000 km, więc było dużo miejsc i wrażeń, którymi chcieliśmy dzielić się z innymi. Wtedy też trochę inaczej do tego podchodziliśmy: chcieliśmy pisać o kulinariach i podróży samej w sobie. Dopiero później zauważyliśmy niszę, zapotrzebowanie na porady związane z podróżowaniem z dzieckiem. Po roku, po podróży do Tajlandii, zauważyliśmy, że bloga czytają nie tylko rodzina i najbliżsi znajomi, ale też obcy ludzie, którzy zaczęli prosić nas o porady. Wtedy zaczęliśmy pracować nad zmianą nazwy i layoutu. Postanowiliśmy poważnie podejść do sprawy od strony biznesowej i pod względem systematyczności w pisaniu. Na Widelcem przez świat nowe posty pojawiały się maksymalnie kilka razy w miesiącu, teraz to jest 14-17 postów w miesiącu, a czasem i więcej. Ostatnio nawet 5-6 postów tygodniowo – to przekłada się na rosnące czytelnictwo, na to że czytelnik jest coraz bardziej z blogiem związany. W pewnym sensie to hobby które staje się pracą. Myślisz sobie: Jest 22.00, a ja mam jeszcze post do napisania na jutro, bo tak to sobie zaplanowałam. W takiej rutynie pisania żyjemy mniej więcej od kwietnia 2013.

Czy zmiana formy bloga była odpowiedzią na potrzeby rynku?
N: Zmiana formy wynikała z tego, że chcieliśmy zrobić coś więcej. Chcieliśmy, by blog był nie tylko naszym hobby, ale również metodą odciążenia kosztów podróży, a z czasem sposobem, by na podróże zarobić. Blogosfera bardzo się rozwija i w Polsce nadal jest to obszar bardzo perspektywiczny.
Ł: To trochę jak z czytaniem książek w moim przypadku. Czytam zawsze w jakimś celu, żeby uzyskać wiedzę, którą będę mógł przełożyć na biznes. Podobnie podeszliśmy do kwestii bloga.
Dało się przewidzieć, że tak będzie?
Ł: Moje zainteresowanie blogiem jest konsekwencją pewnych zdarzeń zawodowych, W ostatnich latach zajmowałem się intensywnym pozyskiwaniem klientów w swojej firmie, , co było stresujące i bardzo angażujące, bo człowiek zajmujący się new biznesem myśli o sprzedaży 24h/dobę. Co do bloga, to nie jest kwestia przewidywania: jeżeli podjęliśmy taką decyzję, to podeszliśmy do naszego bloga jak do istotnego projektu. Ważna jest też autentyczność – tak właśnie wygląda nasze życie, nie ma tu żadnych przekłamań. Nie zmienił się od tego czasu nasz styl podróżowania: dalej lubimy zjeść na ulicy w Azji, ale też pójść do luksusowej restauracji, dalej lubimy spać pod namiotem, ale również w 5-gwiazdkowym hotelu.
N: Oczywiście nie każdy projekt biznesowy wypala. Też uważam, że najważniejsza w tym wszystkim jest autentyczność i wiarygodność. Dodatkowo, rozpoczynając działalność wiedzieliśmy, że nie ma wiele takich blogów (piszących o podróżach z dzieckiem lub piszących konkretnie o podróżach kulinarnych). Na początku włożyliśmy w bloga trochę pieniędzy (stworzenie layotu spełniającego nasze oczekiwania) i dalej wkładamy choćby dlatego, że teksty tłumaczone są na angielski. Są blogi o tym np. jak zwiedzić pół świata na rowerach i to jest super, choć oczywiście nie każdy może sobie pozwolić na tak długą nieobecność w domu czy w pracy. Większość osób, które nas czyta ma 2 tygodnie urlopu i my podpowiadamy, co można zrobić w tym czasie.
A patrząc z perspektywy czasu – zrobilibyście coś inaczej?
N: Czasem myślę, że mogliśmy wcześniej zmienić Widelcem przez świat w Tasteaway, ale z drugiej strony wierzę, że wszystko ma swój czas i miejsce.
Jak mnie widzą inni w Internecie, co o mnie wie sieć?
Ł: Na pewno sporo, bo wiadomo gdzie jem, gdzie spędzam weekend, informuję o moich przedsięwzięciach biznesowych. Przyjąłem natomiast taką strategię, że np. do znajomych na FB dodaję ludzi, którzy mnie interesują pod kontem przedsięwzięć, które prowadzę (branża gastronomiczna, kucharze). Z Dodaję także osoby których nie znam, żeby mieć jak największą siłę oddziaływania. Z jednej strony to spore odsłanianie swojego życia zawodowego, ale z drugiej kupuję to też jako pracodawca. To element budowania własnego PR-u, sieci kontaktów, co jest bardzo istotne.
N: Ja z czasem pochwalę się sukcesami blogowymi. Oczywiście sam fakt prowadzenia bloga daje innym informacje, gdzie jesteśmy, co jemy, gdzie nocujemy, ludzie wiedzą, jak wygląda nasze dziecko. To trochę nieuniknione, że z tego powodu, w pewnych kręgach Twoja twarz staje się rozpoznawalna. Jednak nie udostępniamy żadnych konkretnych danych o nas.
Co Was inspiruje, co czytacie, jak zdobywacie informacje?
N: Ja czytam inne blogi, kilka, maksymalnie topowych blogów, z kategorii które przeplatają się z naszą – blogów restauracyjnych, podróżniczych i parentingowych. Od czasu założenia bloga nie czytam już tak często portali informacyjnych, bo nie mam na to czasu. Za dnia pracuję nad projektami badawczymi w mojej firmie, po południu odbieram nasze dziecko, zajmuje się nim, gdy mały idzie spać, siadam do bloga. Z czegoś trzeba zrezygnować, jeśli chce się pogodzić kilka ról. Inspirujemy się tym co nas otacza, historiami znajomych, to mały impuls wokół którego można później zbudować jakąś nową historię i tekst.
Ł: Ja się inspiruję treścią sharowaną przez ludzi, których poważam zawodowo, merytorycznie. Nie inspiruje mnie blogosfera ale znajomi, którzy mają coś ciekawego do powiedzenia. Czytam tez gazety biznesowe, zakładki gospodarcze portali.
Co Was cieszy a co denerwuje w sieci?
Ł: Celebryctwo, brak merytoryczności, bycie na chwilę, bezcelowe spędzanie czasu w sieci – mówię głównie o działce social mediowej. Także branie celebrytów za mentorów, sytuacje, w których komuś imponuje ilość zebranych lajków.
N: Sieć jest specyficznym miejscem: sukces nie zawsze przychodzi tu do tych, którzy na niego zasługują – pod względem ilości włożonej pracy, wiedzy, czasami to czysty lans. Nie mam może aż tak negatywnych odczuć jak Łukasz, ale to, co jest kiepskie to tworzenie towarzystw wzajemnej adoracji – czasami ma się wrażenie, że np. blogi nie są skierowane do czytelnika ale innych blogerów. Nie musimy pozycjonować się jako eksperci, np. umieszczać informację, że z jakiej konferencji właśnie wróciliśmy. Czasem miło jest się tym pochwalić, choć nie jest to rdzeń umieszczanych treści.
Ł: Ja dodatkowo chciałbym mieć większą umiejętność balansowania sieci z życiem prywatnym – pójść sobie na rower na kilka godzin, nie dawać się wciągać w internetowe dyskusje ze znajomymi.
Czego nie robię w internecie i dlaczego?
N: Nie wdaję się w kłótnie, dyskusje, np. z innymi blogerami. Rozstrzał poglądów jest w środowisku ogromny i nieunikniony, nie ma sensu się spierać, każdy ma swoją rację i nie ma sensu na siłę do czegoś się przekonywać. (…) Na początku nie komunikowaliśmy tego gdzie np. nocujemy w podróży. Baliśmy się reakcji czytelników na wiadomość, że noc w jakimś hotelu kosztuje spore pieniądze, obawialiśmy się hejtu z tego powodu. Wyzwoliliśmy się już z większości obaw, bo w sieci można zauważyć np. choćby to, że czytelnicy, internauci źle przyjmują każdą skrajność, np. podróżnika, który pochwali się dopięciem tygodniowego pobytu na Krecie w granicach 350 zł potrafią nazwać… brudasem. Więc niezależnie, co napiszesz możesz „oberwać”.
Ł: Kierujemy swoje treści do czytelnika który odbiera sieć jako przyjemność a nie pole do wylewania frustracji, żalów…
N: Wydaje nam się, że procent osób w Polsce, które będą zainteresowane tego typu treściami dot. kierunków egzotycznych, dobrych hoteli, dobrych restauracji, zamieszczanych w polskiej blogosferze, będzie coraz większy.
Co po Was zostanie w sieci?
Ł: Zostawimy pamiątkę, kronikę życia, podróży dla naszych dzieci.
N: To będzie można stwierdzić dopiero za jakiś czas.
Ł: Na razie wiemy tylko, że nie jesteśmy zwolennikami obowiązującego w większości przypadków stylu życia nastawionego na pracę, w którym zapomina się o własnym ja, o swoich potrzebach. Chcemy łączyć życie, pracę, rodzicielstwo z przyjemnościami, smakowaniem życia. I chcemy pokazać, że da się te role pogodzić.
Czego życzycie czytelnikom raportu #ThinkSocial?
Ł: Życzę im, by czytając o życiu i pasji innych zastanowili się czy sami mogliby coś zmienić w swoim życiu.
N: Żeby nie bali się zmian i przełamywania rutyny, poszukiwania nowych możliwości. Aby nie odkładali tego, co w życiu dobre na później, na emeryturę.