HEJTERZY NIE MAJĄ U NAS GŁOSU
Kim jestem prywatnie / kim zawodowo?
Ojcem dwojga dzieci, osobą pracującą, dbającą o rodzinę i spłacającą kredyty. A zawodowo? Blogerem, właścicielem dwóch serwisów internetowych – Antyweb i Antyapps. Sam zatrudniam także innych blogerów. Antyweb to blog o technologiach, który powstał w 2006 roku i który rozwijam do dziś. W 2011 roku otrzymałem pieniądze od inwestorów na jego dalszy rozwój. Pozwoliło mi to sprofesjonalizować działalność na tyle, że obecnie nie pracuję nigdzie na etacie – zajmuję się rozwojem serwisów.
Kim jestem w Internecie prywatnie, a kim zawodowo?
Prywatnie i zawodowo jestem tą samą osobą. Chociaż właściwie – to zawodowo jestem bardziej aktywny w sieci. Od czasu do czasu umieszczę online jakieś prywatne zdjęcie, ale to wszystko.
Dlaczego?
Nie odczuwam potrzeby nadmiernego odsłaniania swojego życia prywatnego – Internet służy mi głównie jako narzędzie pracy.
Jak powstały serwisy? Skąd w ogóle pomysł na przekucie pisania o technologii w biznes?
Wcześniej pracowałem w dziale technologicznym dużej korporacji. Lubiłem technologie nie tylko zawodowo, ale też prywatnie, więc zacząłem pisać bloga na ten temat. W pewnym momencie, po jakichś dwóch latach zauważyłem, że stronę odwiedza coraz więcej użytkowników. A skoro ludzie czytają, ja lubię pisać, to dlaczego tego nie kontynuować. I tak w 2011 roku pojawił się inwestor, co spowodowało pewnego rodzaju nowe otwarcie – od tego czasu cały czas się rozwijamy, a Antyweb co miesiąc notuje wzrosty – zarówno w liczbie czytelników jak i przychodach.
A jak jest teraz? Czy to przedsięwzięcie biznesowe jak każde inne?
Jak najbardziej. Robimy systematyczną kalkulację zysków, obliczamy koszty. Teraz współpracuje ze mną kilkanaście osób, sam wypłacam kilkanaście mniejszych lub większych pensji, więc muszę zwracać uwagę na każdy parametr – tak, jak każdy inny przedsiębiorca. Biznes internetowy od firmy w klasycznym ujęciu, w tym aspekcie wcale się nie różni.
Dało się przewidzieć ten sukces?
Nie wiem, czy to jest dobrze zadane pytanie. Biorąc pieniądze, byłem pewien, że nie zawiodę, że to da się rozwinąć i tak faktycznie się stało. Czy to już jest sukces? Nie mi to oceniać.
A z perspektywy czasu, co dało Ci prowadzenie Antyweb i Antyapps, także jeśli chodzi o korzyści pozamaterialne?
Podróżuję, rozmawiam z twórcami firm z całego świata. Mam dostęp do informacji i styczność z najnowszymi technologiami – i to praktycznie w każdej dziedzinie. Antyweb jest obecnie tak rozpoznawalny, że jeśli chcemy przetestować jakiś nowy produkt albo z kimś porozmawiać – wszystkie drzwi stoją dla nas otworem. Poznałem całą masę ciekawych ludzi, mam dużo ciekawych kontaktów w Polsce i za granicą. To oprócz ciężkiej pracy właściwie same plusy.
Co Cię inspiruje w sieci?
Otwartość. I to, że można w niej znaleźć dosłownie wszystko – choć nie wszystko jest najlepszej jakości. Lubię dostępność i to, że sam Internet stworzył cały nowy gatunek technologii, które rozwijają się i będą się rozwijać.
Początkowo sieć była narzędziem, które miało umożliwić ludziom wyszukiwanie informacji – teraz okazuje się, że już niedługo, to maszyny zdominują komunikację w Internecie. Patrząc z tej perspektywy, istnienie sfery on-line symbolizuje przełom, ewolucję naszej cywilizacji.
Co czytasz i jak zdobywasz informacje?
To bardzo rozległy obszar. Facebook i Twitter dają mi dostęp do pokaźnego zasobu wiadomości, będąc często pierwszymi źródłami informacji i linków do artykułów z całego świata. Warto jednak wypracować jakiś złoty środek – żeby tych treści nie było zbyt dużo – trudno byłoby złapać balans w takim gąszczu informacji.
Co Cię się podoba, a co Cię denerwuje w sieci?
Tak, jak wspomniałem – otwartość, możliwość komunikacji z ludźmi i dostęp do treści. A co mnie denerwuje? Sieć jest niestety dostępna dla osób, które nie powinny się wypowiadać na forum – mam tu na myśli hejterów, homofobów i wszystkich innych nietolerancyjnych ludzi, dających upust swoim frustracjom w pozornie anonimowej przestrzeni. Sieć pokazuje, że jest ich niestety bardzo dużo.
A czy tak nie jest też w prawdziwym życiu?
Jest, ale dla przykładu – gdy jedziemy tramwajem, to nie słyszymy, co mówią o nas ludzie w drugim pojeździe, te rzeczy do nas nie docierają. Z kolei w Internecie praktycznie codziennie, chcąc nie chcąc, natykamy się na treści, z którymi w realu nie mielibyśmy styczności. To jest zupełnie inne medium – tu każdy może wszystko.
Jest jakaś recepta na zneutralizowanie tych negatywnych głosów?
Tak – na Antywebie moderujemy komentarze. Jeżeli ktoś pisze złośliwie, nie na temat, obraża innych, przeklina, to nie ma u nas prawa głosu. Udowadniamy, że jeśli się chce, to można. Oczywiście nie wyeliminujemy dyskusji o Antywebie poza samym serwisem, ale na to już nie mamy wpływu.
To chyba młodzi ludzie udostępniają obecnie w Internecie sporo informacji na swój temat?
Tak, ale to prawo młodości. Ja dorastałem w latach, kiedy Internetu jeszcze w ogóle nie było, teraz młodzi ludzie w zasadzie od urodzenia mają z nim styczność. Myślę, że nie do końca dobre jest pokazywanie wszystkiego, bo to co dziś jest cool, fajne, za rok może się okazać dla kogoś wstydliwe, kompromitujące i wtedy zaczynają się problemy. Warto więc wrzucać treści do sieci z rozwagą … choć zdaję sobie sprawę, że fakt bycia nastolatkiem i rozwaga mogą czasem nie iść w parze. Chyba nikt nie chciałby, żeby np. jego pracodawca zobaczył zdjęcia z imprezy, przedstawiające go w nietrzeźwym stanie.
Nie za bardzo odsłaniamy się jako społeczeństwo w sieci?
Pewnie, że się odsłaniamy. I okazuje się, że jak już ma to miejsce, to pokazujemy głównie swoje przywary. Bo największymi krzykaczami są ci najmniej tolerancyjni użytkownicy sieci. Jeśli ktoś ma coś ciekawego do powiedzenia to przeważnie nie kłóci się z nimi w Internecie, bo nie widzi powodu, żeby angażować się w coś tak mało konstruktywnego.
Czego sam nie robię w sieci i dlaczego?
Wielu rzeczy. Staram się nie mieszać do wątków politycznych, to się może ze dwa razy nie udało, ale tylko dlatego, że ktoś mnie naprawdę zirytował. Nie mówię też zbyt dużo na swój temat. I nie pobieram gier z sieci, bo uważam, że to nie jest fair.
Jest jakaś recepta na prowadzenie profilu w mediach społecznościowych, która pozwoli nam zachować spójność pomiędzy życiem prywatnym a zawodowym?
Bywa tak, ze życie prywatne i publiczne się przenikają. Przykład z blogosfery – ktoś pisze o rodzinie, więc publikuje w oparciu o przykłady z własnego życia. Takiej osobie jest łatwiej, bardziej naturalnie łączy te dwie sfery. U mnie i u wielu innych ludzi tak nie jest, ale warto pamiętać, że to, co się wrzuci do sieci, może tam już zostać na zawsze i może gdzieś, kiedyś przy okazji wypłynąć – nawet jeśli korzystamy z chmury, dysków wirtualnych czy zahasłowanego Facebooka. To odzwierciedla moje podejście do Internetu. Dzięki temu mam świadomość, że nawet jeśli coś na mój temat zostanie upublicznione, to nie zaszkodzi ani mnie, ani mojej rodzinie.
A gdyby ktoś chciał przekuć swoje zainteresowania w biznes w sieci… jakie są Twoje sugestie, rady?
Można pisać na konkretny temat ale to wbrew pozorom bardzo żmudne i trudne zajęcie – bardzo długo czeka się na wymierne efekty, lepiej więc zacząć pracę nad jakimś projektem technologicznym, próbując go wdrożyć. Mamy dziś dużo źródeł pomocy finansowej i nie mam tu na myśli pożyczek bankowych. Jeszcze kilkanaście lat temu takie pieniądze nie były dostępne – teraz młody przedsiębiorca, który chce się rozwijać, może znaleźć źródło finansowania swojego pomysłu.
Na przykład?
Można udać się po pieniądze do funduszy inwestujących w start-upy, których jest w Polsce co najmniej kilka, dostępne są także dość duże środki w ramach programów unijnych. Na krajowym gruncie funkcjonują też anioły biznesu – prywatni inwestorzy, którzy finansowo wspierają ciekawe projekty. Miejsc w których można zdobyć pieniądze – jeśli tylko ma się konkretny pomysł – jest bardzo dużo.
Czego możesz życzyć czytelnikom raportu?
Rozwagi w podejściu do Internetu – aby korzystali nie tylko z Wikipedii, bo to nie jest jedyne źródło wiedzy. Życzę im także dostępu do dobrych jakościowo treści, nie tylko nagłówków portali i dużo radości z korzystania z sieci.