W sieci bezustannie znajduję coś nowego, co mnie pozytywnie zaskakuje. Jest wielu ludzi, często młodych, którzy tworzą niesamowite treści graficzne albo video, piszą dobre teksty, poruszają ciekawe niszowe tematy lub zwyczajnie z nudów robią coś zabawnego – mówi Patryk Bryliński, współtwórca fanpage’a „Junior Brand Manager”.

NEWSROOM: Kim jestem prywatnie?
PATRYK BRYLIŃSKI: Chyba za dużo ostatnio pracuję, bo ciężko mi odpowiedzieć na to pytanie, ale spróbuję. Jestem mężem, a niedługo będę ojcem, jestem warszawiakiem, świeżo upieczonym fanem piłki nożnej, wannabe perkusistą. Robię wiele rzeczy, które robią wszyscy inni – taki przeciętny człowiek (tak myślę). Piszę bloga (z Maciejem Kaczyńskim), ale nie wiem, czy jestem blogerem, bo zagubiłem się w setkach definicji. Współtworzę kilka fanpage’y, takich jak Junior Brand Manager czy Facecje.
Kim jestem zawodowo?
– Art directorem i wspólnikiem w zespole kreatywnym Rekreacja, który założyłem wraz z ww. Maciejem.
Kim jestem w Internecie? Najpierw: prywatnie.
– Tym, kim w życiu offline. Niektórzy często o tym zapominają, wypisując (pod własnym nazwiskiem!) jakieś bzdury albo atakując innych, a potem jest płacz, bo ktoś wyleciał z pracy, a do innego przyszło wezwanie do sądu za nękanie lub obrażanie innych. Zawsze mnie dziwiło, czemu ludzie o tym nie myślą.
A zawodowo-publicznie?
– Nie da się ukryć, że w naszej branży to, co dzieje się online, przekłada się na znajomości czy szeroko pojętą popularność, co daje wymierne korzyści, takie jak choćby nowe zlecenia i nowi klienci.
Czy te role w jakiś sposób się przenikają?
– Przenikają się, a raczej stanowią jakąś całość. Moja wiedza o kimś, z kim współpracuję, albo o moim kliencie nie ogranicza się do czysto służbowych relacji. Dzięki sieci wiem także, co dzieje się w jego życiu prywatnym lub jakie ma poglądy na aktualne wydarzenia.
Skąd pomysł na stworzenie Junior Brand Manager? Kiedy, od czego się zaczęło?
– Zaczęło się chyba w maju 2012, a powodowała mną zwykła frustracja spowodowana realiami pracy z niektórymi zleceniodawcami. Należało ją jakoś upuścić z siebie, a wyśmianie przy pomocy obrazów przyszło szybko i naturalnie.
Jaki był początkowy odzew innych internautów?
– Większość ludzi lubi, gdy się jakiś problem nazwie po imieniu – tym bardziej, jeżeli się to zrobi w dowcipny sposób. KAŻDY w branży spotkał się ze zjawiskiem, który porusza JBM. Najwyraźniej dołączenie do większej grupy wiedzących, o co chodzi, jest czynnikiem łagodzącym. JBM nadal spotyka się z bardzo dobrym odbiorem, co nas oczywiście cieszy przez łzy, bo wolelibyśmy, aby pracowało się lepiej i aby nikt nie musiał rozładowywać frustracji w jakikolwiek sposób.
Czy spodziewaliście się takiego obrotu spraw?
– Nie. Była to zabawa dla kilku znajomych (w którą bawiliśmy się z Dimą Słupczyńskim), a przypadkiem dołączyło do niej ok. 36 tysięcy ludzi :)
Z perspektywy czasu – co dało wam prowadzenie JBM. Jakie zmiany nastąpiły w waszym życiu od momentu zainicjowania obecności w internecie w ten sposób? A może czegoś żałujecie lub coś zrobilibyście inaczej?
– Zrobił się z tego swoisty łańcuszek przyczynowo–skutkowy. Powstały nowe fanpage, które przynosiły jeszcze więcej zabawy, ale też trochę pieniędzy i kontaktów, potem blog, jeden, drugi, poznawałem kolejnych niesamowitych ludzi, dałem się też poznać, co finalnie pozwoliło mi zakończyć pracę na etacie i zacząć prowadzić (wraz z Maćkiem) własną działalność.
Żałujęj tylko, że tak późno się na to zdecydowaliśmy – reszta jak najbardziej pozytywna.
Żałujęj tylko, że tak późno się na to zdecydowaliśmy – reszta jak najbardziej pozytywna.
Jakie role pełnimy w sieci?
– Każdy pełni taką funkcję, jaką sobie wybiera. Jedni spełniają się artystycznie/kulturalnie, tworząc i udostępniając swoje utwory, inni przyjmują swoje misje społeczne, jeszcze inni zarabiają pieniądze, ale są też tacy, którzy przyjmują role bezproduktywnych nienawistników, niepotrafiących w konstruktywny sposób czegokolwiek stworzyć.
Jak nas widzą w Internecie inni, co wie o nas sieć? Co wie o tobie?
– Myślę, że sieć wie o mnie sporo. Jakoś bardzo się nie kryję z tym, co robię lub jaki jestem. Staram się też nie koloryzować przekazu, ponieważ sam tego nie lubię. Oczywiście jestem świadom, jakie zagrożenia niesie ze sobą tego typu funkcjonowanie w sieci, dlatego zwracam uwagę na to, co i do kogo piszę. Rozdzielam informacje na te publiczne i te, które chce mieć dla siebie i znajomych, dotyczące np. rodziny.
Co cię inspiruje w sieci ? Co czytasz, co oglądasz, jak zdobywasz informacje?
– No, niestety, tu jest słabo. Biorąc pod uwagę, jakie niesamowite zasoby informacji kryje internet, to fakt, jak jest wykorzystywany, jest opłakany. Szybki przykład: można wejść na stronę polona.pl, na której znajdują się zeskanowane zbiory Biblioteki Narodowej, i na własne oczy zobaczyć protokół z otwarcia trumny Mickiewicza lub wyszukać i w domowej kuchni przetestować XIX-wieczne przepisy kulinarne (szerzej mówił o tym Łukasz Kozak na tegorocznym Tedx). Niestety wszystko zamyka się w oglądaniu i udostępnianiu śmiesznych filmików i obrazków. Ludzie już niestety nie szukają niczego nowego w internecie. Nie będę rzucał kamieniami, bo mimo iż zwalczam w sobie sieciowe bumelanctwo i marnowanie czasu – sam jestem winny.
Co ci się podoba, a co denerwuje w sieci?
– Denerwuje mnie chamstwo i zaniżanie jakiegokolwiek poziomu dobrego wychowania. To, że nie uznaje się się prawa innych do posiadania własnego zdania. Ewentualne ”dyskusje” zazwyczaj prowadzone są na najniższym możliwym pułapie merytorycznym, ale nawyższym pod względem agresji. Ludzie nadal czują się bezkarni w mieszaniu z błotem innych uczestników społeczności. O seksizmie i innych objawach zamykania innych w szufladzie drugiej kategorii wspominać już nawet nie będę. Nie zauważam dążenia do lepszych wzorców. Nadal uczymy się, czym jest internet, i wiele megabitów jeszcze upłynie, zanim zaczniemy z niego właściwie korzystać, zamiast się wzajemnie zabijać. Zapraszam zresztą na zmemlani.pl, tam dużo piszemy o sieciowym życiu i tym, co nas w nim trapi.
To, co mi się natomiast podoba w internecie, to jego nieprzewidywalność. Bezustannie znajduję coś nowego, co mnie pozytywnie zaskakuje. Jest wielu ludzi, często młodych, którzy tworzą niesamowite treści graficzne albo video, piszą dobre teksty, poruszają ciekawe niszowe tematy lub zwyczajnie z nudów robią coś zabawnego. Tę różnorodność i mnogość lubię i cieszę się, że wbrew powszechnej świadomości Internet nie kończy się na tych kilku stronach czy blogach o największej oglądalności.
Jak zarządzasz swoim wizerunkiem i prywatnością w sieci? Czego nie robisz w sieci i dlaczego? Co po tobie zostanie w sieci?
– Żyjemy w czasach kultu szczęścia i sukcesu, co wyraźnie widać w Internecie. Z tego wynika, że nie jesteśmy tam do końca szczerzy, pokazując tylko te pozytywne części naszego życia. Jest to całkiem zrozumiałe, ale czasem osiąga niebezpieczny poziom i tworzy nieprawdziwą iluzję doskonałości. Sami sobie wzajemnie mydlimy oczy. To tak, jakby cały dzień oglądać reklamy. Nawet najbardziej zdystansowani ludzie w końcu poczują, że czegoś im brakuje.
Co po nas zostanie w sieci?
– Ślady tego, jak wyglądało nasze życie. Pytanie: jak bardzo prawdziwe.
Rozmawiamy z okazji premiery raportu #ThinkSocial. Czego życzysz czytelnikom raportu?
– Szanujcie w sieci siebie i innych, szukajcie nowych ciekawych rzeczy, twórzcie własne, a przede wszystkim nie publikujcie po alkoholu